Dlaczego terapia dzieci jest najtrudniejsza?

Wiele osób z pobłażaniem spogląda na terapeutów „dziecięcych”. Już sama nazwa jest delikatnie infantylizująca. To ci psychologowie, którzy się bawią, rysują, wycinają i nie muszą prowadzić poważnych rozmów. Tymczasem wielu klinicystów-praktyków uważa, że nie ma w terapii trudniejszego obszaru niż praca z dziećmi. Dlaczego?
Po pierwsze- kto jest klientem?
Poprawne i użyteczne określenie zleceniodawcy w terapii dzieci stanowi wyzwanie. Najczęściej zgłoszenie pochodzi od rodzica. Ale czy oboje rodzice mają podobne wyobrażenie o celu? Czy cel, który definiują jest zgodny z interesem dziecka? Co z przedstawicielami innych ekosystemów, do których dziecko przynależy (dziadkowe, przedszkole, szkoła, zajęcia pozalekcyjne)? Czyim rzecznikiem jest terapeuta w terapii dziecka- dziecka czy dorosłych? Jakie znaczenie ma to, kto płaci?
Po drugie- cel pracy
W terapii dzieci możemy dążyć do zróżnicowanych celów. Było by wspaniale, gdyby chodziło o realną i mądrą zmianę, która zapewnia dziecku dobrostan. Jednak do tego potrzebujemy wielu koterapeutów z otoczenia dziecka. Jeśli oni mają inny pomysł lub noszą w sobie brak zgody na faktyczną pracę, to co wtedy? Celem terapii dziecka staje się odbarczenie go z ciężaru, który nosi na co dzień. Z pełną świadomością po stronie terapeuty, że w momencie, kiedy dziecko wyjdzie z gabinetu, zbiornik z ciężarami zacznie się znów napełniać. A co jeśli objaw dziecka jest naprawdę w systemie potrzebny i nie jest użytecznie go zmieniać/poprawiać? Co wtedy ma zrobić terapeuta?
Po trzecie-relacja i przywiązanie
Ogromnym wyzwaniem w terapii dzieci jest poprowadzenie procesu w taki sposób, by relacja terapeuta-mały pacjent była dostatecznie dobrej jakości, żeby mogła być lecząca, a z drugiej strony- żeby nie ustanawiać „rodzicielstwa zastępczego” (jak to czasem nazywamy w żargonie). Potrzebujemy zbudować autentyczną i opartą na dobrych emocjach więź z dzieckiem, żeby móc mu pomóc. Jednak po wyjściu z gabinetu dziecko pozostaje pod opieką swoich bliskich i to więź z nimi powinien uzdrawiać/wzmacniać proces terapeutyczny. My jesteśmy w wyjątkowej, laboratoryjnej sytuacji: nie musimy w tym samym czasie prać, gotować, rozmawiać i martwić się finansami. Nie wnosimy do relacji z dzieckiem niezadowolenia z własnej relacji z partnerem albo złego humoru po pobycie na poczcie. I wreszcie- nie dźwigamy na barkach odpowiedzialności za życie tego młodego człowieka, która to presja bardzo wielu rodzicom robi bardzo wiele złego.
Po czwarte- wydatek energetyczny
Nikt nie jest tak wypompowany po dniu pracy jak terapeuta dziecięcy. Intensywność działań i mnogość emocji, które trzeba umieć w sobie pomieścić sprawiają, że nie odsapniecie nawet na chwilę. Jeśli na spotkaniu z dorosłym zdekoncentrujecie się na chwilę albo będziecie mieć „słabszy” moment, to pacjent nawet nie zauważy (chyba, że ma zaburzenia graniczne, to wtedy zauważy na pewno, bo jest cudownym barometrem). Jeśli ma spotkaniu z dzieckiem myśli odpłyną na chwilę, pacjent na pewno przywoła nas z powrotem.
Życzymy powodzenia w rozpoczynającym się roku szkolnym wszystkim pedagogom, psychologom, psychoterapeutom, nauczycielom wspomagającym, logopedom, terapeutom SI i innym osobom, które wiedzą, że praca z dziećmi to ogrom solidnej wiedzy, konieczność ciągłego doskonalenia się i duża odpowiedzialność.
A tych, którzy planują zacząć lub chcą się dokształcić zapraszamy na Kompendium Podstawowe, które rusza już we wrześniu! Zapisy i informacje: https://instytutpp.pl/kursy/duze-kompendium-wiedzy-o-terapii-malych-ludzi-jak-wspierac-dzieci-w-wieku-3-12-lat-w-radzeniu-sobie-z-trudnosciami-poziom-podstawowy-2/